top of page

Trening skokowy

Kyle & Quick Shot


Kiedy Vienka wychodziła z pokoju trzasnęła drzwiami tak mocno, że od razu mnie obudziła.

- Boże, ogarnij się! - warknęłam za nią, ale pewnie i tak mnie nie słyszała. Trudno.

Korzystając z tego, że jestem już przytomna, zerknęłam na zegarek na nocnym stoliku. Wskazywał 10:22... W sumie mogłabym się już zwlec z wyra i ruszyć jakiegoś niesfornego rumaka na przebudzenie.

Ranek nie był aż tak upalny, więc kołdra leżała na mnie a nie na podłodze. Wydostałam się z niej i usiadłam na łóżku, ziewając. Zajęło mi chwilę, zanim dałam radę podnieść się do pozycji stojącej. Zabrałam ze sobą do łazienki granatowe i czarny t-shirt z napisem „Wake Up. Kick Ass. Repeat.”

Wzięłam dłuuugi prysznic, śpiewając coś.. nawet nie znałam słów, ale co z tego!

W biegu włożyłam sztyblety, czapsy biorąc już w rękę i pobiegłam po schodach do kuchni. Słyszałam wiele głosów, widocznie dziś nikt nie miał ochoty wstawać wcześnie.

- Siemka – powiedziałam, szczerząc zęby.

- Hej, Meg – przywitało się kilka osób, kiedy wypatrzyłam wolne miejsce i posadziłam na nim swój tyłek.

Powiodłam wzrokiem po stole. Znalazłam parówki, trochę jajecznicy i tosty. Wzięłam wszystkiego po trochu, zaraz i tak spalę tryliard kalorii na treningu.

- Wsiadasz?

Alik najwyraźniej skierował to pytanie do mnie, bo nikt inny nie odpowiedział. Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego, przez chwilę milcząc.

- Mhm, mam ochotę na skoki. Hej, UFO, Highway to Hell jest w stajni?

Valentine zamyśliła, się a potem potwierdziła. Feliks cały czas rozpraszał ją, szepcząc czułe słówka do uszka. Serio? Przy stole?

- Oki, no to mam plan.

- Miałem zabrać Quick Shota na trening, co powiesz na towarzystwo? - zapytał Kyle.

- No spoko. Za dwadzieścia minut minimum.

- Super.

No bardzo.

Skończyłam jeść i założyłam czapsy, po czym z gracją pobieżyłam do stajni. W boksie czekał siwy hanower. Pogłaskałam go po nosie, który wystawił na korytarz. Szybko udałam się po sprzęt, bo zostało mi mało czasu. Chciałam wejść na halę pierwsza i ustawić sobie odpowiedni podkład muzyczny...

Wybrałam czarne siodło, ogłowie z troszkę mocniejszym wędzidłem, czarne ochraniacze i czaprak z flagą Wielkiej Brytanii. A co!

Powiesiłam to wszystko na stelażu przy boksie, wzięłam szczotki i zaczęłam dopieszczać mojego wierzchowca. Był wyjątkowo szczęśliwy, że ktoś poświęca mu uwagę. Raz dwa poradziłam sobie z zaklejkami, wyczyściłam kopytka, rozczesałam grzywę. Równie szybko zainstalowałam na nim sprzęt i mogliśmy ruszać. Złapałam końcówkę wodzy i wyprowadziłam konia z boksu, kierując się w stronę hali przy okazji związałam sobie włosy w kitkę.

Byliśmy pierwszy – hurra!

Ustawiłam radio na odpowiedniej częstotliwości, a zaraz potem podciągnęłam popręg i wskoczyłam na grzbiet siwego.

No i się zaczęło... Hell od razu zaczął pokazywać mi jak bardzo nie lubi mieć jeźdźca na grzbiecie. Najpierw zatrzymywał się i nie chciał ruszyć, ale kiedy zdał sobie sprawę, że ja nie mam zamiaru mu na to pozwolić – ciągnął pyskiem, wyrywając mi wodze. Przeklinałam się w duchu za to, że nie założyłam rękawiczek.

Zrobiliśmy kilka półparad w przeciągu jednej piosenki, ale dzięki temu poczułam, że jednak mam nad czymś kontrolę. Poza tym... nie mogłam być gorsza od Audrey, pod którą ten koń chodzi jak aniołek.

W zamierzeniu mieliśmy stępować dookoła przeszkód, które były porozkładane na całej hali. Wysokość żadnej z nich nie przekraczała 100cm. Przynajmniej tak na oko.

Hell ciągle się buntował i naprawdę chciał przejąć dowództwo, ale nie wiedział jeszcze z kim ma do czynienia. Ja sobie nie dam wejść na głowę i stopniowo go o tym informowałam.

Kiedy robiłam dużą woltę, na halę wszedł Kyle, prowadząc zaciekawionego Quick Shota za wodze. Zamknął za sobą drzwi, a potem uśmiechnął się do mnie i wsiadł na konia. Quick cały czas się na nas patrzył i raz po raz cichutko rżał.

Hell tulił uszy za każdym razem, gdy tamten był blisko, więc ustaliliśmy, że nie będziemy do siebie podjeżdżać ani na chwilę.

Kyle zaczął stępować na luźnej wodzy, a po chwili zebrał je i nieco przyspieszył Siwek stopniowo wpasowywał się w szybszy ruch, dopasowując się do pomocy jeźdźca i powoli się rozbudzając. Po kilku minutach żwawo wykonywał każde polecenie. Stępowali po pierwszym śladzie w przeciwnym kierunku i co jakiś czas wykonywali woltę albo ósemkę, czasem zatrzymywali się i cofali albo robili jakiś zwrot. Quick wydawał się być skupiony, bo od czasu wejścia na halę nie zwrócił na nas uwagi ani razu. Przejmował się tylko tym, co ma mu do powiedzenia jego jeździec.

Natomiast Hell zupełnie nie przejmował się tym, co ma mu do powiedzenia jego jeździec. Ale obiecałam sobie, że zacznie.

Wydawało mi się, że on tak naprawdę chce współpracować, tylko nie lubi się nudzić, chodząc w kółko i w pewnym momencie swojego życia odkrył, że jeśli marudzi i się buntuje – jeździec wymyśla mu ciekawsze ćwiczenia.

Postanowiłam wypróbować swoje założenie w praktyce i cały czas dawałam mu do zrobienia masę ćwiczeń. A to ósemki, a to serpentyny, a to slalomy, a to coś tam. No cały czas był w ruchu i cały czas czegoś od niego wymagałam. I... no cóż, działało ;)

Hell zaczął mnie słuchać! Coraz mniej kombinował a coraz bardziej skupiał się na pracy ze mną.

Tymczasem Kyle porządnie rozstępował już Quick Shota i sprawnie przygotował go sobie do kłusa. Zrobili jeszcze ostatnią woltę w jednym narożniku, a w drugim przeszli do szybszego chodu. Samo przejście bardzo mi się podobało. Quick poruszał się z gracją i cały czas był na kontakcie. Usłuchany, grzeczny i super czuły.

Do ustalenia szybszego tempa potrzebował zachęty. Kyle ciągle używał pomocy, by koń „nie zgasł” i robił to tak długo, aż Quick w końcu się rozbujał i nie potrzebował już dodatkowych sugestii, by pozostać w ruchu.

Cały czas podziwiałam to, jak bardzo są zgrani. Ale nie mogłam narzekać.

Kiedy zakłusowałam Hell co prawda bryknął i porządnie zarzucił głową, ale potem szedł już o niebo lepiej w porównaniu z tym co było na początku jazdy. Chyba dał mi szansę.

Spokojnie anglezowałam w dość energicznym kłusie, wysiadując wtedy, gdy wjeżdżaliśmy na woltę czy półwoltę czy inne cuda, bo caaaały czas robiliśmy masę tych wszystkich ćwiczeń. Nie odpuszczałam mu, bo wiedziałam, że tylko tak będzie w stanie powstrzymać się od swoich zagrań.

Konie były już porządnie rozgrzane w dwóch chodach, ale zanim zagalopowaliśmy, zawołaliśmy z korytarza Chrisa i Harry'ego. Mieli nam pilnować przeszkód, w razie czego podnosić belki z ziemi lub podnosić je wyżej, bo co to dla nas te 100cm.

Pierwsza zagalopowałam ja. Hahah, takiego przyspieszenia to ja dawno nie miałam. Hell jakby od razu włączył dwa biegi i poszeeedł!

Ale po jednym okrążeniu dałam rade go wyhamować i mimo że jeszcze przez chwilę trzymał swoją łepetynę niemożliwie wysoko – daliśmy radę. Później już opuścił głowę niżej i ustawił się w miarę ładnie i sobie patatajaliśmy po woltach, ósemkach (robiliśmy dużo lotnych, chłopak chyba lubił je robić, mocno podskakiwał i cieszył się jak źrebak).

Zwolniłam do stępa, by dac mu odsapnąć, toć od ponad dwudziestu minut cały czas pracował. Wtedy na pierwszy ślad wjechała druga para i przeszła do galopu tak ślicznie, że kopara mi opadła. No ale pozbierałam ją z przedniego łęku i z zazdrością obserwowałam jaki to Quick jest grzeczny i usłuchany i...

- Koniu! - bąknęłam, gdy znowu zaczął wyrywać wodze. Czyli przerw nie lubimy... super.

Quick szedł ślicznie, jakby właśnie ćwiczyli ujeżdżeniowy program. Miał wydatne chody, świetnie się na niego patrzyło. Cały czas pilnie nasłuchiwał i czekał na sygnały, a kiedy nadchodziły – niezwłocznie je wykonywał.

Kiedy tamci tez się rozgalopowali, zamierzaliśmy w końcu cosik skoczyć!

Quick miał być pierwszy – tak z biegu. Kyle galopem skierował go na najniższą przeszkodę – stacjonatę. Tuż przed wyskokiem koń dostał mocniejszy impuls i fajnie wybił się od ziemi. Przeleciał z pięknie wyciągniętą szyją, z dużym zapasem i miną „takie niskie? :(”.

Pojechali dalej, bo ustaliliśmy, że za pierwszym razem bierzemy jeszcze oksera i doublebarre'a. Ostatni był najwyższy. Quick pewnie najechał na okserka i bez żadnego problemu skoczył go, ale już gorszą techniką. Jakby chciał powiedzieć, że dla takich niziołków to on się nie będzie przecież wysilał. No i dobrze, poczekamy na większe. Ostatnia przeszkoda skoczona tak samo, z kilkudziesięcio centymetrowym zapasem.

No to pora na nas.

Z tego stępa od razu przeskoczyliśmy w galop, ale już bez turbo dopalacza, tylko tak normalnie. W miarę normalnie.

Boże, jak Hell zobaczył, że ja chcę na nim przeskoczyć zaczął tak ciągnąć mnie na tę stacjonatę, że nie zatrzymał by go nawet czołg. W nosie miał mnie i wszystko, liczył się skok. A że się wybił za wcześnie, że puknął kopytem, że łeb w górze zawiesił jakby miał szyję jak żyrafa to niee, nie ważne. Co tam, lecę bo chcę i te sprawy.

Za karę zmusiłam go do zrobienia wolty tuż przed okserem. A niech wie, że nie wolno tak pędzić na złamanie karku, bo jeszcze sobie coś zrobi, a potem będzie płacz. Nie pali się przecież.

Trochę się ogarnął, ale zły był! Prychał jakbym co najmniej zamordowała mu rodzinę.

Okser skoczyliśmy w miarę dobrze, ale bardzo się usztywnił. Ten doublebarre troszkę lepiej, no ale i tak sztywno. Nie opuszczał głowy cały czas.

Wzięłam go na stronę i trochę pokłusowałam na woltach, na ósemce,starałam się go uspokoić i ładnie powyginać żeby się trochę uelastycznił.

Chłopcy podwyższyli nam drągi o 15 cm.

Quick Shot zagalopował ze stępa, po chwili przerwy. Chwilę zajęło mu zgranie z jeźdźcem. Zrobili dużą woltę i płynnie najechali wprost na oksera. Koń zobaczył, że przeszkoda jest większa i automatycznie bardziej się postarał. Wybił się mocno, pewnie, przeleciał nad belkami aż miło i bezpiecznie wylądował. Tak samo dobrze poradził sobie ze stacjonatą i dwoma przeszkodami, których nazw nigdy nie umiem sobie przypomnieć. Takie dziwne...

Trochę zawahał się przed szeregiem, w sumie to nawet mocno, bo źle sobie coś tam wyliczyli, ale Kyle dał łydkę, zaserwował okrzyk bojowy i jakoś poszło. Dokończyli parkur bez zrzutek.

- Mogę jeszcze ten szereg powtórzyć? - zapytał Kyle, zanim zdążyłam zagalopować.

- A jedź!

Więcej odpoczynku, po pół godzinnej pracy z tym koniem byłam wykończona.

Quick Shot tym razem bez żadnych ale pokonał szereg. Kuuurczę, zamienimy się, Kyle?

Nie no, ja wiem, że ja sobie mogę poradzić z tym koniem. Hell chyba też już to wiedział.

Ruszyliśmy galopem i prosto na oksera. I znowu było włączenie zapasowych silników i sruuu przed siebie. Juz przy wybiciu czułam, że tracę równowagę, jedną ręką oddałam mu trochę wodzy, drugą złapałam się wystającego czapraka i jakoś dolecieliśmy. Byłam wtedy trochę wkurzona i zaraz po skoku wzięłam go na woltę, zrobiliśmy aż trzy małe okrążenia, bo jedno to najwyraźniej za mało. W tym czasie zdążyłam się wyciszyć, koń ten sobie odetchnął i chyba pojął tę smutną prawdę, że jak będzie tak zasuwał to kiedyś przypieprzy w ścianę albo co.

Byłam w cudownym szoku kiedy na ZUPEŁNYM LUZIE skoczyliśmy sobie stacjonatę, potem tak samo te dwie bez nazwy... Jej, poczułam się taka dumna. I z siebie i z niego. Kiedy już był usłuchany, super się z nim skakało. Wystarczył lekki sygnał, poruszenie łydką, a koń skręcał gdzie chciałam, łagodnie wchodził w zakręty... no bajka.

Po ostatnim lądowali porządnie go wyklepałam, a Chris bił nam brawo.

- Dzięki, dzięki! - powiedziałam ze śmiechem, kiedy przyłączył się do niego Harry. Ale on to tam.. Nie no, też się liczy ;)

- No wiesz, do końca jeszcze trochę, możesz jeszcze zlecieć – pocieszył mnie Kyle.

- Pff, chyba ty.

- Haha, jaaasne. Po prostu możesz się jeszcze wycofać. Czym wyższa przeszkoda, tym może bardziej boleć.

- O już ty się przekonasz jak bardzo zaboli!

Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy to panowie podnosili poprzeczkę o 10 cm. Czyli teraz mieliśmy już razem do pokonania 125 cm. Jakiś życiowy rekord mojego konia. Haha, spadnę.

Qucik Shot miał jeszcze mały zapas kiedy skakał tego pierwszego oksera, a Kyle miał na ryju taki uśmiech, że nie tylko ja się wkurzyłam, ale i Hell wyraził swoje niezadowolenie donośnym tupnięciem.

- Dasz radę, stary – powiedziałam do niego, cały czas wymyślając mu jakieś ćwiczenia w stępo-kłusie i kątem oka obserwując skoki Quicka.

Ten konio radził sobie świetnie i już wyobrażałam sobie jak bardzo się przy nich zbłaźnimy. No ale... do ziemi w sumie nie tak daleko.

Siwek brał przeszkodę za przeszkodą, ani przez chwilę się nie wahając. Nawet na tamtym felernym szeregu nie widać było po nim cienia niezdecydowania. Do tego był szybki, ale nie przyspieszał bez sygnału jeźdźca. Szybko skończyli parkur bez żadnych błędów.

- Powodzenia – rzucił w moim kierunku Kyle, symbolicznie zahaczając palcami o swój kask.

Skinęłam głową i zagalopowałam. Chciałam najpierw zrobić duuużą ósemkę z lotną zmianą nogi, a później przejechałam całe okrążenie wolnym galopikiem, dla rozluźnienia i wczucia się.

Hell jakby wiedział, że musi się postarać by to skoczyć, bo naprawdę był super grzeczny i szukał ze mną kontaktu, bym mu pomogła to przetrwać. Ja oczywiście dawałam mu wszystkie wskazówki, wyliczałam odległości, sygnalizowałam wybicia... Okser poszedł nam zaskakująco dobrze, ale czułam, że to dla niego nie lada wysiłek. Dobrze, że był porządnie rozgrzany.

Druga przeszkoda poszła trochę gorzej, koń puknął tylnym kopytem o drąg, ale nie słyszałam, żeby spadł. Pojechaliśmy dalej, cały czas mówiłam mu, że da radę i jeszcze tylko troszkę.

No i dał radę! Nie wiem w sumie jak, bo zupełnie pozbyłam się na ten czas mózgu i wszystko robiłam jakby automatycznie. Hell też wydawał się być jak maszyna, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Skakał świetnie, bardzo silnie, pewnie i z mega zaangażowaniem.

Byłam strasznie dumna, kiedy ostatnia przeszkoda została za nami cała i zdrowa. Przytuliłam się do niego, a ten łagodnie zwolnił, był już zmęczony.

- No, no, no, nie doceniłem was. - Kyle się uśmiechał, a ja śmiałam się do siebie jak głupia, ale to tak ze szczęścia.

- Nie lekceważ rudych dziewczyn i swych koni. - To jedyne co zdołałam niezdarnie wysapać.

Chris i Harry coś tam mówili, ale już nie słuchałam. Zwolniłam do stępa i dochodziliśmy do siebie z Hellem. Podwyższyli drągi jeszcze o 5 cm, dla Qucika.

Mogłam go już swobodnie obserwować, bo Hell nie miał na nic siły i nie musiałam mu zadawać ćwiczeń.

Kyle zmienił kolejność przeszkód, by go trochę pobudzić. Nie chciał, by koń robił wszystko automatycznie, bo pamięta trasę.

Ale poradził sobie bosko. Co prawda nie miał już zbyt wiele energii, ale dawał z siebie wszystko i jeszcze więcej. Bardzo, bardzo się starał i to dawało efekty. Jego skoki były ładne i zdecydowane. Poruszał się zwinnie i z gracją. Musze się kiedyś na nim przejechać, jeszcze jakoś nie miałam okazji.

Skończyliśmy.

Teraz wystarczyło tylko rozstępować koniska i do domciu na zasłużony odpoczynek.



Ostatnie posty
Archiwum
Tagi:
Nie ma jeszcze tagów.
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square

© 2023 by The ATLANTA GOLF CLUB. Proudly created with Wix.com

  • google-plus-square
  • Twitter Square
  • facebook-square
bottom of page