Trening westernowy
Harry & Space Walker
Louise & Bellamy
Ruska, Cora, Blayze, Jasper, Aiden, Even
Jakiś czas temu planowałam otwarcie drugiej stajni – skupiającej się na sportowym użytkowaniu koni barokowych. Pomysł nie wypalił, ale zakupiłam kilka rumaków i zatrudniłam pracowników. Skoro koniska przewiozłam do Soczi, to jednak z ludźmi też należałoby coś zrobić. W Dragon Hill rąk do pracy zawsze brakuje, toteż uzgodniłam z Fri, że możemy zaproponować im pracę tutaj. Zgodziła się trójka, z czwórki zapytanych. Dziś przylecieli z Kalifornii, tylko że zupełnie o tym zapomniałam i gdy dotarli na miejsce – byłam jeszcze na treningu z Sensation.
Wraz z Aidenem udałam się na dziedziniec.
W okolicy parkingu stała sobie dwójka młodych ludzi, zajętych rozmową oraz młodociany fanatyk gier na smartfony.
- Hej, super, że już jesteście! - przywitałam się już z daleka.
Cora i Blayze odwzajemnili się uśmiechami, natomiast Jasper jakby niedosłyszał. Z kilkusekundowym opóźnieniem podniósł wzrok i wyszczerzył się.
- Azaliya jest w stajni – powiedziałam, wiedząc o co mu chodzi. Wskazałam kierunek.
- Dzięki! - Zerwał się z miejsca.
- No a was zapraszam do domu,wybierzecie sobie pokój.
- Wezmę każdy, który w wyposażeniu ma wygodne łóżko – mruknął chłopak, podnosząc bagaże swoje i swojej dziewczyny.
Wybrali szesnastkę.
Coralin, w przeciwieństwie do swego partnera, była wciąż pełna energii. Zostawiła go w pokoju i dołączyła do mnie w kuchni.
- Stęskniłam się za moimi łatkami... - wyznała z rozbrajającym uśmiechem.
- No to chodź, o ile się nie mylę są teraz na treningu!
Wyszłyśmy z domu i szybkim krokiem udałyśmy się na duży plac do jazdy. Słońce świeciło i grzało, a że wiatr nie pokazywał się od rana – było naprawdę ciepło. Harry i Louise podciągali popręgi przed zajęciem miejsc na siodłach Bellamy'ego i Space Walkera.
Bell cicho zarżał patrząc w nasza stronę i alarmując zebranych, że przyglądają im się dwie baby.
- Stary ośle, pamiętasz mnie, co? - zapytała, podchodząc do niego.
- Eee?... - zapytał Harry, błądząc wzrokiem między nią, koniem, a mną.
- Miała pracować w Avalonie – wyjaśniłam.
- Ah.
Cora przez chwilę miziała pyszczki zadowolonych rumaków, po czym przeprosiła i usadowiła się na ogrodzeniu. Poszłam w jej ślady.
W tym czasie Louise i Harry wsiedli na całkiem grzeczne koniska, które były już w absolutnie dobrych humorach. Ruszyli na razie wolnym stępem w przeciwnych kierunkach. Co prawda Bell nie przepada za towarzystwem tego rodzaju, ale akurat z Walkerem znają się całkiem dobrze i mają ze sobą fajny kontakt.
Obydwa miały na sobie westernowe siodła i pady.
- To ich pierwszy trening – zagadnęłam.
- Zapowiada się dobrze. Wydają się być grzeczne.
Zgodziłam się z nią, bo ogiery faktycznie jasno wyrażały swoją chęć współpracy. Zaczęły iść dobrym, żwawym tempem, nie machały łbami, nie próbowały wyrywać wodzy ani nie próbowały żadnych sztuczek. Kiedy Louise poprosiła Bella o zatrzymanie – ten natychmiast wykonał polecenie, a gdy Harry zaczął wykonywać ze Space'm wolty – koń starał się być tak dokładny i elastyczny, jak tylko było to możliwe.
Koniska radziły sobie dobrze. Obydwa były czułe na sygnały i rozumiały przekazywane im komunikaty, dzięki czemu praca z nimi była przyjemnością. Wdziałam szeroki uśmiech na twarzy Lou.
- Wiesz po czym można poznać szczęśliwego jeźdźca? - zapytała Cora.
- Nooo, po czym?
- Po muchach na zębach. - Uśmiechnęła się.
Od tego momentu cały czas przyglądałam się zębom naszych jeźdźców.
Seria przeróżnej wielkości wolt trwała w najlepsze. Doszły do tego także wszelakie zmiany kierunku, serpentyny i inne figury, mające na celu jak najlepsze rozgrzanie koni. Wszystko szło jak należy. Space chciał już biegać i odrobinę denerwował się, kiedy Harry mu na to nie pozwalał. Jednak żeby było sprawiedliwie – dostał więcej zadań, więc zajął się nimi i przestał się nudzić.
- Wydaje mi się, że koleżanka za słabo działa dosiadem... - napomknęła Cora, a zaraz potem zeskoczyła z ogrodzenia i podeszła do Louise.
Nawet kiedy tłumaczyła coś komuś doświadczonemu, potrafiła przekazać to w taki sposób, że ta osoba jeszcze dziękowała jej za porady zamiast obgadywać jej wywyższanie się czy też twierdzić, że „ja wszystko umiem, nie potrzeba mi takich pseudotrenerek”.
Lou zaczęła bardziej skupiać się na działaniu łydkami, niż wodzami. Widać było, że nie czuje się tak pewnie w westernowym siodle jak w angielskim, ale generalnie - radziła sobie. Na pewno szło jej lepiej niż mi, gdybym była na jej miejscu.
Po kilkunastu minutach intensywnego stępa przyszedł czas na kłus. Koniska płynnie przeszły do wyższego chodu, szły z opuszczonymi głowami.
- Bell średnio się do tego nadaje - stwierdziła Cora. - Ma lepsze predyspozycje ujeżdżeniowe niż westernowe.
- A Space?
- Rozumie podstawy. - Uśmiechnęła się.
Faktycznie, Bellamy próbował się składać, wyginał szyje w łuk i szedł żwawym, sprężystym krokiem. Natomiast Space Walker zwolnił do jogu na prośbę Harry'ego i teraz prezentował się jak należy.
- Wolniej, kochanie - rzuciła łagodnie do przejeżdżającej obok Lou.
Dziewczyna skinęła głową i wykonała polecenie.
- Rus, załatwisz kogoś kto przyniesie nam parę drągów? - zapytał Harry, zatrzymując się obok nas.
- Jasne, zaraz wracam.
Szybko skierowałam sie do stajni, gdzie znalazłam Evena i Jaspera, gawędzących przy boksach Różyczek.
- Chłopaki, potrzebuję was - powiedziałam i machnęłam ręką na znak, że mają iść za mną.
Pierwszy niezadowolony, drugi jak zwykle w doskonałym humorze. Udaliśmy się do garażu, gdzie zwykle leżały jakieś niepotrzebne nikomu belki. Wzięłam jedną, oni po dwie i zanieśliśmy je na plac. W tym czasie konie intensywnie ćwiczyły w jogu.
Rozłożyliśmy drążki.
Space najechał na nie po wykonaniu płynnego zakrętu. Skierował się na drągi, nie przyspieszając, podnosił nogi, zachowując tempo. Przyszła kolej na Bella, któremu poszło prawie tak samo dobrze. Rumaki wykonałyćwiczenie jeszcze raz, a poptem Harry poprosiła nas, abyśmy ustawili te drążki w taki korytarz w kształcie litery L. Kiedy to zrobiliśmy zwolnili do stępa, by poćwiczyć cofanie. Harry ustawił konia, a potem działając pomocami poprosił go o zrobienie kilku kroków do tyłu. Najtrudniej było zakręcić, ale im się udało i już po chwili wyjechali z drugiej strony.
Bellamy zdołał się już fajnie rozluźnić, dlatego opuścił łepetynę. Co prawda przy wykonywaniu ćwiczenia znowu ją podnosił, no ale kiedyś w końcu się nauczy. Poradził sobie cardzo dobrze. Lou pochwaliła go i ruszyła jogiem. Tymczasem Harry spróbował jeszcze raz z takim samym efektem, co poprzednio.
Ustawiliśmy drążki w taki półksiężyc. Koniska musiały go pokonać, jadąc po łuku. To było dla nich ciekawe ćwiczenie. Bell nie wiedział o co chodzi, ale zrobił to, a Space trochę się usztywnił, jednak za drugim podejściem przeszedł to już jak trzeba.
Po kilku kolejnych minutach jogu i kłusa, przyszła pora na galop. Lou miała zostawić wolną ścianę, podczas gdy druga para miała się wyszaleć.
Space zgodnie z oczekiwaniami ruszył przed siebie z ogromną energią. Harry musiał mu poświęcić 3 pełne okrążenia, by koń w końcu zwolnił. Później wszystko szło już treningowym planem - tempo było wolne i spokojne.
Po jakimś czasie zjechalido środka by poćwiczyć zmiany nogi, a na ścianę dumnym krokiem pofatygował się Bellamy. Przejście było ładne, koń poruszał się szybko, ale po chwili zwolnił. Lou celowo oddawała mu wodze, by skłonić konia do opuszczania głowy, co właściwie się udawało.
Obydwa koniska ćwiczyły na woltach i ósemkach. Co jakiś czas przejeżdzały przez drążki w najróżniejszych ustawieniach. W końcu stwierdziliśmy, że na dzisiaj wystarczy. Jeźdźcy zsiedli, poluzowaliśmy koniom popręgi i odprowadziliśmy je do stajni.
- Zaniesiesz? - Uśmiechnęłam się slodko do Evena, podając mu siodło i ogłowie Bella.
- A co ja jestem? - mruknął pod nosem, ale odebrał ode mnie sprzęt i poszedł z nim do siodlarni.
- Dziękuję! - krzyknęłam za nim.
Zdecydowaliśmy się wyrzucić konie na pastywisko, bo pogoda była genialna. Niech korzystają. Później poszliśmy na obiad.