top of page

Teren

Ruska & Icefall

Valentine & Lazy Zake


Pogoda była tak śliczna, że nie mogłam usiedzieć w domu. Wyszłam na podwórko i rozejrzałam się z uśmiechem, bo wszędzie kwitły bzy. Co prawda było im do końca bliżej niż dalej, ale jednak wciąż czuć było ich słodki zapach.

Ruszyłam do stajni. Większość koni przebywała na pastwisku, ale kilkanaście rumaków wciąż siedziało w swoich boksach, wcinając siano, bądź drzemiąc.

Zauważyłam Sky, siedzącą pod ścianą z zeszytem. Usiadłam obok i ciekawsko zerknęłam na to, co robiła.

- Praca domowa?

- Tiaaa, z matematyki – westchnęła.

- Nie moja dziedzina.

- Wiem. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Ooo, ale wiesz co?

- Hm?

- Możemy pojechać w teren! - zawołała wesoło, a ja na chwilę się zamyśliłam. W sumie... to był dobry pomysł.

- A co z tym? - Wskazałam na zeszyt.

- Później zrobię. To co? Uszykuję sobie Shootera, ok?

- A co mi tam! Za dziesięć minut pod stajnią.

Wstałyśmy i każda ruszyła w swoją stronę. Z tymże ja nie wiedziałam, w którą stronę iść. Przystanęłam, by zastanowić się nad wyborem konia, ale praktycznie w tej samej chwili wpadła na mnie uciekająca Valentine. Parsknęła śmiechem, kiedy jakoś zdołałyśmy utrzymać się w pozycji stojącej.

- Eee? - zapytałam.

- Gonił mnie, czubek, z miotłą, ale się nie dałam- odparła roześmiana, a potem wzięła głęboki oddech i popatrzyła na mnie pytająco. - A Ty co, Liv? Idziesz gdzieś?

- Właściwie to wybieram się ze Sky w teren. Tylko jakiegoś koniaka muszę wybrać. Chcesz jechać z nami?

- Ej, no pewnie! To może weźmy te nowe ogierasy, hm?

- Zamawiam Illusiona – wyrwałam się w odpowiedzi.

- No dobra, to ja Zake'a.

Ruszyłyśmy do siodlarni i szybko wybrałyśmy sprzęt. Wzięłam sobie siodełko skokowe i czaprak z logo Spider-Mana. Val wybrała dla kasztanka fioletowy komplet.

Kiedy weszłam do boksu mojego konia, przywitał mnie dość przyjaźnie. Dokładnie obwąchał mi twarz i z wdzięcznością przyjął cukierka. Zaczęłam go czyścić, trochę się spiesząc. Na szczęście konik nie protestował i nawet starał się współpracować. Z tego co słyszałam, a raczej nie słyszałam, w boksie Zake'a też panował spokój. Założyłam sprzęt, a potem trzymając wodze wychyliłam się na korytarz.

- Val? Już?

- No sekunda... Okej!

Lazy Zake wyszedł pierwszy i dumnie kroczył przez korytarz. Na chwilę zatrzymał się przy nas i stuknął się nosami z Icefallem na przywitanie.

Kiedy się oddalili wyprowadziłam mojego rumaka i chwilę potem obydwie siedziałyśmy już na swoich wierzchowcach przed stajnią.

W międzyczasie wymieniłam kilka SMS-ów z Milką. Później nadeszła Sky i Trouble Shooter.

Nasze konie zdziwiły się an widok kucyka i każdy koniecznie chciał go obwąchać. Pozwoliłyśmy im na to, bo lepiej teraz niż w trakcie galopady po łące. Shooter dzielnie to znosił, nie robiły na nim wrażenia te dwa łogry i ta jego ignorancja, trochę je znudziła. Mogliśmy ruszać.

Stępikiem, na delikatnym kontakcie, całą paczką, skierowaliśmy się w stronę bramy. Mój Illusion, jak to go wolimy nazywać, koniecznie chciał iść na czele stada. Wyrywał mi wodze i wieszał się na nich, także cały czas musiałam trochę z nim walczyć. Valentine i Zake, na którym nic nie robiło wrażenia, wjechali za nas, utrzymując odpowiedni dystans. Sky chcąc nie chcąc musiała jechać na końcu zastępu. Shooter nie miał nic przeciwko, spokojnie wlókł się kilka długości za Zake'em.

Droga do lasu zajęła nam zaledwie chwilę, więc nie zdążyłam sobie jeszcze obgadać z moim koniem kwestii przywództwa. Siedziałam na nim pierwszy raz w życiu, więc ważne było, by zaakceptował mnie jako lidera.

Val nie miała takiego problemu, bo jej rumak poddawał się wszystkiemu, co robiła. Było mu naprawdę wszystko jedno czy idzie spacerkiem, czy marszem, czy ma luźne wodze, czy ma być na kontakcie...

Kucyk na końcu nie zwracał na nas uwagi. Sky i on mieli już za sobą kilka jazd, bo jednak kupiliśmy haflingerka z myślą o niej, ale Sky nie bardzo kochała ujeżdżenie, w którym startował kuc. Mimo to czasem potrafili się fajnie dogadywać. Dziś też nie mieli z tym trudności.

- Koniu – powiedziałam z powagą, trochę za głośno i Valentine parsknęła śmiechem. - Cicho, próbuję zachować się kulturalnie. Drogi koniu, bądź grzeczny. Proszę cię.

Illusion nie wziął sobie tego do serca i ciągle kręcił głową, testując moją cierpliwość.

Wjechaliśmy na wąską, leśną ścieżkę. Musiałyśmy się często schylać, by nie pochlastać sobie twarzy gałęziami. Później dróżka trochę się poszerzyła i było już łatwiej. Skręciłyśmy na jeszcze szerszą drogę, na której widać było ślady opon.

- Kłusem! - krzyknęłam do reszty i wypchnęłam kasztanka do szybszego chodu. Koń ochoczo zakłusował i nawet zrobił się grzeczniejszy, chociaż i tak mocno parł na przód. Co jakiś czas robiłam półprarady i to pomagało.

Nie słyszałam nic niepokojącego z tyłu, więc w spokoju cieszyłam się przejażdżką.

Mój rudy koń postanowił zrobić to samo i odpuścił mi te testy.

Jechaliśmy raczej szybkim kłusem, rytmicznie anglezując i rozkoszując się pogodą. Było cieplutko, ponad 20 stopni.

Wjechaliśmy do części lasu, którą lubiłam najbardziej. Było tu mnóstwo pagórków i dolinek, piaskowe, wąskie ścieżki, niewiele krzaków, a jedynie drzewa i jakieś paprotki plus ewentualne kwiaty i trawa. No dobra, zauważyłam też mech. Całą masę mchu.

Beztrosko truchtaliśmy sobie po tych wzniesieniach. To było dobre dla naszych nowych, ale i starych, koni, taka rozgrzewka przed rozpoczęciem regularnych treningów.

- Jedziemy nad jeziorko? - zapytała Val.

- A to było... w tamtą stronę? - Wskazałam palcem na wschód.

- Chyba... Jedź tam, kiedyś trafimy.

Wzruszyłam ramionami. Jak nie do tego konkretnego jeziorka, to do innego. Pewnie.

Utrzymując trochę szybsze tempo niż chwilę wcześniej udaliśmy się w wyznaczonym kierunku. Konie były grzeczne i śmiało szły tam, gdzie je prowadziłyśmy.

Wkrótce stanęłyśmy na wzgórzu, a w dole widać było jezioro. I to nawet było dokładnie to jezioro, które Val miała na myśli.

- Ścigamy się! - krzyknęła Sky i ruszyła galopem po drodze, prowadzącej na dół, do brzegu. My, sieroty, które zatrzymały się by podziwiać widoczek, natychmiast zareagowałyśmy i dostarczyłyśmy koniom radochy szybkim zagalopowaniem i rurą za kucykiem. Ale ona i tak była pierwsza, Shooter dał z siebie wszystko i przebierał nóżkami tak, że nawet my nie mogliśmy go dogonić.

Wszyscy zatrzymaliśmy się na piaszczystej plaży i przez chwilę stępowaliśmy po niej, zastanawiając się czy woda jest bardzo lodowata.

Valentine pierwsza postanowiła przekonać się o tym na własnej, a może raczej na skórze swojego konia. Zake podchodził do tego z dużą dawką podejrzliwości. Z początku w ogóle nie chciał zanurzyć kopyt w wodzie, ale po mniej więcej minucie dał się przekonać. Szybko pożałował decyzji i wycofał się jak oparzony.

- Ojejku, konik boi się wody... - Val dziecinnym tonem powiedziała do niego, kładąc się na szyi.

Wobec tego to Ilussion i ja postanowiliśmy się trochę popisać. Koń marszem wszedł do wody, a kiedy zdał sobie sprawę, co właśnie zrobił i gdzie jest, zaczął machać przednimi nogami na zmianę, chlapiąc wszystkim w promieniu kilku metrów, w tym mnie. Kiedy chciałam go wyprowadzić na brzeg stawał dęba, więc stwierdziłam, że bezpieczniej będzie dać mu kilka minut radości i poczekać aż się zmęczy lub znudzi.

Tymczasem trochę dalej Sky i Shooter także weszli do wody. Kucyk nie był zachwycony, ale też nie na tyle zły, by uciekać. Po prostu stał, trochę chodził po płyciźnie, od czasu do czasu mocniej tupnął kopytkiem.

Zadzwoniła moja komórka, ale nie dałam rady wyprowadzić konia na brzeg. Trochę niepewnie wyjęłam ją z kieszeni siedząc na tym koniu, który wciąż chlapał jak dzieciak.

- Taaaak? - zapytałam, z powątpiewaniem obserwując poczynania Ilussiona.

- Gdzie jesteś? - zapytał Ray.

- Z UFO i Sky nad jeziorem, a co? Tak ci mnie brakuje?

- Byś się zdziwiła. Twój tatuś przyjechał. To nie jest dobry pomysł, żebym był z nim sam, prawda?

- No nie... Dobra, zbieramy się i będziemy za maksymalnie piętnaście minut.

- Czekam... bardzo niecierpliwie.

- Dasz radę, wierzę w ciebie.

Rozłączyłam się i schowałam telefon.

- No, moje drogie, sytuacja kryzysowa – trzeba wracać.

Trochę protestowały, ale gdy wyjaśniłam o co chodzi od razu ruszyły pod górkę – gdzie znajdowała się ścieżka prowadząca do stajni. Koniska zrobiły się trochę bardziej energiczne po kontakcie z wodą, dlatego ciężko nam było je opanować. Ruszyłyśmy kłusem, ale one chciały się wyszaleć.

- Ruska! Weź galopem! - krzyknęła Val.

- Sky?!

- Jestem za!

W takim wypadku... czemu nie. Usiadłam w siodle i wypchnęłam kasztanka do galopu, na co zareagował mocnym brykiem. Dalej było lepiej. Wszystkie konie z radością mknęły po leśnej alejce, a my musiałyśmy uważać, by nie wjechały sobie w zady. Droga była prosta, więc oddałam trochę więcej wodzy i przyspieszyłam. Dziewczyny także trochę rozwinęły prędkość.

Do kłusa zwolniłyśmy dopiero po kilku minutach. Byłyśmy już dość blisko stajni. Koniska machały łbami i parskały, poklepałam Ilussiona po szyi, dziękując za świetną przejażdżkę. Przez bramę przejechałyśmy już stępem, a pod stajnią zatrzymałyśmy się i zsiadłyśmy z naszych wierzchowców.

Podbiegł do mnie Jasper.

- Ja go wezmę, ty leć do domu – powiedział z przestraszoną miną.

Przekazałam konia i pobiegłam ratować sytuację.


Ostatnie posty
Archiwum
Tagi:
Nie ma jeszcze tagów.
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square

© 2023 by The ATLANTA GOLF CLUB. Proudly created with Wix.com

  • google-plus-square
  • Twitter Square
  • facebook-square
bottom of page