Misja #2
Obudziłam się z bólem głowy. Niestety nie był to mój jedyny problem. Siedziałam na krześle w prawie całkowicie ciemnym pokoju i byłam do tegoż krzesła solidnie przywiązana. I to tak, że nie było szans na uwolnienie się. Cudownie...
Odczekałam chwilę, aż mój mózg dojdzie do siebie. Na razie jeszcze wszystko wirowało.
Podniosłam wzrok i od razu zauważyłam Zimowego Żołnierza stojącego przy oknie. Na dworze panował już zmierzch. Cholera, musiałam być nieprzytomna jakieś 10 godzin.
Żołnierz w cywilnym ubraniu usłyszał, że się poruszyłam i odwrócił się w moim kierunku.
- Kim jesteś? - zapytał w taki mroczny sposób, że przeszły mnie dreszcze.
- Zamierzasz mnie zabić? Na mnie polowałeś? Czego chcesz?
- Zadałem pytanie.
- Skoro nie wiesz kim jestem, to pewnie Ray był twoim celem. Albo pomyliłeś samochody... - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
Gwałtownie zbliżył się kilka kolejnych kroków, jednocześnie wyjmując z kieszeni nóż i przyłożył ostrze do mojego gardła. Cofnęłam głowę, ale natrafiłam na oparcie krzesła. Spojrzałam na Bucky'ego.
- Zabierz to... - wydusiłam, bo przez jego akcję i tak nie mogłam dobrze mówić.
Zrobił to, ale ciągle utrzymywał na mnie swoje morderczo-pytające spojrzenie.
- Livia Stark – powiedziałam po chwili ciszy.
- Skąd masz te...
- Pazury?
Przytaknął.
- Tajemnica.
Podniósł rękę, w której trzymał ten swój scyzoryk, gotów zaatakować mnie po raz kolejny.
- Czekaj! - warknęłam. - Czego, do diabła, ode mnie chcesz? Tak ciekawi cię mój życiorys?!
- Skąd masz pazury... - zapytał niewzruszony.
- Właściwie to nie zamierzam o tym z tobą gadać.
- Właściwie to będziesz musiała.
Z innej kieszeni wyjął otwierany nóż, znacznie większy i cóż, straszniejszy.
- Serio?
Przez chwilę patrzyłam się na to ostrze.
- Okej... - westchnęłam. - To nie tak, że je chciałam, czy coś... To znaczy miałam je wcześniej... to znaczy... - plątałam się jak... nawet nie wiem co innego może się tak plątać, jak nie ja wtedy. - Jestem mutantką, tak? I... wcześniej to były zwykłe kości. No i jeszcze pakiet samoregenerujący, wiesz... Odziedziczyłam po tatusiu. - Uśmiechnęłam się do siebie. - A potem, miałam jakieś czternaście lat i oni chcieli powtórzyć ten eksperyment, ale potrzebowali kogoś z tą samą mocą i dowiedzieli się o mnie... Nie chciałam tego. To znaczy, hah, kto by chciał, co nie? Nikt nie pytał mnie o zdanie.
Stał naprzeciwko i słuchał w absolutnym milczeniu.
- Byłam eksperymentem. Broń Trzynaście. Przede mną było dwanaście prób, nie wiem ile z nich się udało. Wiem o jednej. To... polegało na tym, że... - Nie płacz, nie płacz, nie pła... kurde. - Wstrzykiwali do ciała rozgrzane adamantium, które... które miało się łączyć z kośćmi. To najtwardszy metal na ziemi. Mam go w każdej, dokładnie każdej kości – kontynuowałam, przestałam już nawet zwracać uwagę na to, jak bardzo roztrzęsiona byłam. Łzy ciągle wypływały z oczu. Cholera, nie kończyły się. - Byłam martwa przez jakąś minutę. Ale udało im się. Krótko po tym moi przyjaciele wyciągnęli mnie stamtąd. Nie musiałam być tą „bronią”... - powiedziałam cicho, a potem odchrząknęłam i pokręciłam głową, by odpędzić te wspomnienia, ale to nie było takie proste. - Zadowolony? - spojrzałam mu w oczy po raz pierwszy od kiedy zaczęłam historię.
- Nie. Mne zhal'.. - dodał po rosyjsku. Oznaczało „przykro mi”.
Popatrzyłam na niego z zaskoczeniem. Co prawda łzy rozmazały mi obraz, ale coś tam widziałam.
- Nie znasz mnie.
- Ja... też byłem eksperymentem.
Przypomniałam sobie co mówił o nim kapitan.
- Ciebie też nikt nie pytał, prawda?...
Pokręcił głową. Zaraz potem przeciął sznurki na moich nadgarstkach i kostkach.
- Możesz iść. - powiedział, siadając pod ścianą.
Rozmasowałam ręce, wytarłam oczy o rękaw koszulki, a potem ostrożnie wstałam. Zawroty głowy wróciły, więc zdecydowałam się wrócić na krzesło.
- Mam pytanie... Dlaczego chcesz zabić Raya? Podobno polujesz na agentów Hydry?
- Bo poluję.
Uniosłam brwi, oczekując głębszego wyjaśnienia.
- On jest jednym z nich.
Gapiłam się na niego w zupełnym szoku. Otrzeźwiałam dopiero po kilkunastu sekundach.
- Nie, nie możliwe. Musiałeś się pomylić.
- Jestem pewien. Mam dowody. Jest podwójnym agentem.
- Co ty mówisz... - wyszeptałam. - On nie może być...
- Pracował dla Hydry zanim zatrudniła go Tarcza.
- Ale to ja załatwiłam mu robotę w Tarczy...
- Pewnie wykorzystał to i...
- O Boże... - zakryłam twarz w dłoniach. - Nie, nie... Wykorzystał mnie. Wykorzystał to, że ja znam... Nie... Wstałam i przeszłam się po pokoju, próbując się uspokoić, ale czułam się jeszcze gorzej. Czułam się jakbym miała atak paniki lub coś w tym rodzaju.... Boże, co się dzieje...
Skuliłam się w kącie, podciągając kolana pod brodę. Nie mogłam oddychać.
Słyszałam jakieś stłumione odgłosy kroków, ale nie byłam w stanie się ruszyć i podnieść głowy. Tylko zwinęłam się w ciaśniejszy kłębek.
Ten... pojawił się wtedy znikąd. Tak nagle. Powinnam była podejrzewać, że coś jest na rzeczy. Wiedział, że znam Avengers, Fury'ego... Wiedział, że mogę załatwić mu pracę. Nikt nie podejrzewałby mojego męża. Miał ich pełne zaufanie. Cholera!
Poczułam czyjś dotyk na ramieniu.
- Obiecał, że... że nigdy mnie nie skrzywdzi... Nie chciałam mu zaufać... ale to zrobiłam... JESTEM IDIOTKĄ! - wypłakałam. - Powinnam wiedzieć. Już raz zrobił coś takiego. Widocznie weszło mu to w nawyk.
Zaczęłam się uspokajać, brałam trochę głębsze oddechy. W końcu podniosłam wzrok i zobaczyłam Bucky'ego ze zdezorientowaną miną.
- Jeżeli ktoś ma go zabić, to będę to ja – powiedziałam hardo.