Trening ujeżdżeniowy
Crytpo Attack & Friday
Ruska się zmyła i nikt nie wiedział dlaczego. Dziś rano dostałam od niej sms, w którym próbowała mnie przekonać do treningu z Crypto. Analizowałam w ciszy swój plan dnia, nieobecnym wzrokiem gapiąc się w sufit. W sumie... mogłabym na niego wsiąść. Ale czemu mam wsiadać na jej konia, kiedy... No tak, tylko, że koń nie jest niczemu winien. Westchnęłam.
Chwilę później brałam już poranny prysznic. Zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Avery'ego przy garach (dość niecodzienny widok) i Remy rysującą coś przy stole. Wzięłam sobie małą na kolana, siadając na jej krześle. Na kartce widniał tęczowy kucyk, chmurki i słoneczko.
- Chcesz naleśnika, robaczku?
Podniosłam wzrok i popatrzyłam na patelnię, którą dumnie dzierżył Ave.
- Niee, dzięki.
- Gardzisz moimi naleśnikami? - zapowietrzył się z obrażoną i jednocześnie zdruzgotaną miną. - No wiesz!
- Oj, nie gardzę, nie gardzę. Po prostu... jakoś nie mam ochoty.
- A ty księżniczko? - zapytał z nadzieją.
- Zaufaj cioci i powiedz „nie” - szepnęłam do niej specjalnie nieco głośniej.
- Nie! - odparła z dumną, nawet nie odrywając spojrzenia od dzieła, które tworzyła.
Wzruszyłam ramionami, próbując ukryć uśmieszek.
Pół godziny później pojawiłam się w stajni ogierów ze sprzętem Crypto na rękach. Powiesiłam siodło i resztę na wieszaku przy boksie rumaka i weszłam do niego ze szczotkami.
- Hej, jak się spało, hm? - zapytałam po cichu, szczotkując sierść.
Ten koń był aniołem podczas pielęgnacji i mogłam sobie z nim w spokoju pogadać. Był na tyle uprzejmy, że nigdy mnie nie krytykował. Szybko uporałam się z kurzem i kilkoma zaklejkami na zadzie, po czym przeszłam do kopyt. Poszło szybko, więc już po chwili zakładałam czaprak w czarno-białą kratę oraz resztę ekwipunku.
Zanim go wyprowadziłam, podciągnęłam popręg, myśląc nad miejscem treningu. Właściwie mogliśmy iść na plac, lekcje zaczynały się od 11, czyli mieliśmy godzinę.
Idealnie.
Wyprowadziłam Crypto na korytarz, a przy wejściu minęłam się z Audrey, z którą wymieniłyśmy grzecznościowe uśmiechy. Ja i moje relacje z ludźmi.
Cypto grzecznie szedł u mojego boku, prowadziłam go na luźnych wodzach, spacerkiem, rozkoszując się zapachem kwiatów i ciepłymi promieniami słońca. To był śliczny dzień.
Bramka była otwarta, więc weszliśmy na plac bez zatrzymywania się, a potem przystanęliśmy bym mogła ją za nami zamknąć. Następnie stanęłam przy siodle. Popręg był w porządku, paski podopinane – można wsiadać.
Poszło raz dwa, koń stał w miejscu i nawet nie myślał o tym, by robić mi jakieś psikusy. Poprawiłam postawę, delikatnie skróciłam wodze i zasygnalizowałam stęp. Ogier grzecznie ruszył z miejsca, powolutku, żeby się czasem nie przeforsować na początku jazdy. Myślałam, że będzie miał znacznie więcej energii, ponieważ była to jego pierwsza jazda odkąd przyjechał do naszej stajni, no ale wszystko się jeszcze okaże. Wjechaliśmy na pierwszy ślad, łydkami i dosiadem zachęciłam go do trochę żwawszego marszu. Konik był grzeczny, słuchał się i bardzo uważał na wszelkie sygnały. Był czujny jak rzadko, który wierzchowiec. Wystarczył delikatny ruch, by wykonał jakieś ćwiczenie.
Po jednym pełnym okrążeniu zmieniłam kierunek przez przekątną i ładnie wyjeżdżając zakręty pokonaliśmy okrążenie w lewo. Później zaczęłam nim sterować tak, żeby wyjeżdżać dużą ósemkę – taką na cały prostokątny plac. Zrobiliśmy to dwa razy, aktywnym stępem. Później przyszedł czas na mniejsze wolty, ale te mniejsze wolty i tak miały średnicę około 20 metrów, czasem 15. Starałam się cały czas dawać mu jakieś zadanie, żeby zachować tę jego uwagę. Koń na razie nie zamierzał się zmieniać i chętnie realizował wszystko, o co go poprosiłam. Naprawdę dobrze mi się z nim pracowało, ale to dopiero stęp...
Pokręciliśmy się po tym placu, a po jakimś czasie wjechałam na środek by przypomnieć mu cofanie. Za pierwszym razem nie wyszło najlepiej, zaczął podnosić łeb, ale potem powtórzyliśmy i znacznie się poprawiliśmy. Zamiast przejść do zwrotów, postanowiłam najpierw rozruszać go w kłusie.
Wjechaliśmy na pierwszy ślad i w narożniku wypchnęłam go do szybszego chodu. Ogier zarzucił głową, ale to była jedyna niespodzianka, bo zaraz potem był już aniołkiem. Docisnęłam łydki, przyspieszając. Zrobiliśmy 2 okrążenia, a potem zmieniliśmy kierunek przez przekątną MK, ładnie się na niej rozciągając.
- Dobry koń – powiedziałam, klepiąc go po szyi.
Jejku, był taki spokojny i posłuszny. Lekko ściągnęłam wodze, siadając w siodle. Ślicznie zwolnił, byłam bardzo zadowolona z tej jazdy. Dałam mu całą ścianę przerwy, a między M, a C znowu zakłusowaliśmy. Tym razem przejście także było płynne, ale trochę zbyt mocno się ucieszył i nie dałabym mu za to najwyższej noty.
Kłusem ćwiczebnym pokonaliśmy jedno pełne okrążenie, a później przeszłam do kręcenia dużych wolt. Crypto był bardzo chętny i bez kłótni wykonywał każde polecenie. Aktywnie pracował, angażował całe ciało, starał się.
Dużo kłusowaliśmy, chciałam by porządnie się rozgrzał i spuścił energię. Miał jej sporo, ale mimo wszystko był bardzo grzeczny.
Starałam się robić wszytsko tak, by koń się nie nudził i póki co dobrze mi szło. Robiliśmy mnóstwo wolt, półwolt czy przekątnych. Bez przerwy kręciliśmy się we wszystkich możliwych kierunkach w kłusie. Crypto ładnie się rozbujał i nie musiałam go popędzać. Może momentami był nawet trochę za bardzo „do przodu”, jednak wystarczył delikatny sygnał z mojej strony, by zwolnił.
Szedł zebrany, w niemal idealnym ułożeniu. Widziałam, że z jego pyszczka zaczyna toczyć się piana.
Chciałam mu dać chwilę przerwy, ale najpierw postanowiłam poćwiczyć przejścia. Co prawda Crypto nie miał z nimi wyraźnego problemu, ale przecież ćwiczenia nigdy nie zaszkodzą. Zatrzymywaliśmy się na środku, przy konkretnych literach, ze stępa, z kłusa, zwalnialiśmy i przyspieszaliśmy... Trwało to dłuższą chwilę, ale zrobiłam z nim już wszystko, co zaplanowałam na tę część treningu. Poklepałam konia, kiedy przeszliśmy już do stępika w ramach przerwy.
Wtedy do ogrodzenia podbiegli Audrey i Aiden. Ich miny kazały mi sądzić, że nie jest dobrze. Podjechałam tam, a chłopak wychylił się przez płot.
- Musimy wziąć kilka dni wolnego – powiedział poważnym głosem. Wyraźnie się niecierpliwił, tak samo jak Drey.
- No dobrze... - odparłam, widząc, że to ważne. - Dajcie znać kiedy wrócicie...
- Jasne, szefowo. - Zasalutował i zaraz potem biegli już w stronę domu.
Dwie minuty później widziałam ich, jak wyjeżdżali z garażu i w tumanach kurzu zniknęli za bramą. Cypto popatrzył w tamtą stronę z zaciekawieniem, ale najwyraźniej nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Pogłaskałam go i przeczesałam palcami jego grzywę.
Przerwa się skończyła. Zebrałam wodze, koń raczej chętnie mi na to pozwolił i wrócił do odpowiedniego ułożenia. Dałam mu jeszcze chwilę stępa, a potem płynnie przeszliśmy do kłusa. Zrobiliśmy jedno okrążenie, po czym wjechałam na przekątną (znacznie przyspieszyliśmy), a następnie uspokoiłam tempo i już po chwili, w narożniku zagalopowaliśmy.
Crypto zrobił to z gracją i spokojem. Podobało mi się to, jak bardzo mnie słucha i stara się, bym była z niego zadowolona. Czuję, że będziemy sobie robić wspólne treningi nieco częściej.
Galop był w porządku, może nie jakoś specjalnie wygodny, ale przynajmniej nie musiałam się wysilać w utrzymaniu tempa. Koń po prostu galopował i robił to z chęcią, bez żadnego popędzania. Wystarczyła lekka sugestia by przyspieszył bądź zwolnił. Dałam mu się wybiegać, chociaż dzisiaj i tak już się nabiegał - w kłusie. Później zjechałam na połowę placu, gdzie na kole pracowaliśmy nad ładnym wygięciem, ale szło dobrze. Crypto był bardzo elastyczny i fajnie rozluźniony. Dlatego też postanowiłam, że zrobimy lotną zmianę nogi, wjeżdżając na drugą połowę hali i tworząc ósemkę. Swój plan wprowadziłam w życie. Koń z początku nie skojarzył o co mi chodziło, ale to przeze mnie. Moje sygnały były zbyt lekkie. Spróbowaliśmy jeszcze raz, zadziałam pomocami wyraźniej i udało się. Później porobiliśmy trochę przejść w trzech chodach, a kiedy byłam pewna, że wszystko wychodzi dobrze – wróciliśmy na ósemkę i zrobiliśmy lotną jeszcze dwa razy.
Przerobiliśmy już wszystko co chciałam. W sumie Crypto miał jeszcze trochę siły, więc postanowiłam przejechać jakiś prosty program z klasy P.
Moje uwielbienie do tego konia ciągle rosło. Współpracowało mi się z nim świetnie! Odczytywał każdy sygnał jaki mu dałam bez żadnego błędu, starał się, był grzeczny, energiczny... cudowny.
Kiedy skończyłam i właśnie kłaniałam się wyimaginowanym sędziom w „X”, usłyszałam brawa. Zaskoczona i z rumieńcami na twarzy zauważyłam przy płocie Avery'ego i Remy.
- To co? Teraz na olimpiadę, hm? - Uśmiechnął się.
Na luźnych wodzach podjechałam do nich wolnym stępikiem. Klepałam konia po szyi, bo sobie mocno zasłużył.
- Jasne, czemu nie.
- Moooogę wsiąść?... - odezwała się Remy, błagalnie patrząc to na mnie, to na niego.
- No dobra, to chodźcie tu.
Zatrzymałam Crypto i zeskoczyłam na ziemie, a Ave posadził małą w siodle. Na jej twarzyczce od razu pojawił się gigantyczny uśmiech. Ruszyliśmy. Ja prowadziłam konia, a Avery szedł równo z siodłem i upewniał się, że wszystko gra z amazonką.
- Robisz dziś za nianię? - zapytałam, zerkając na niego przez ramie.
- Ktoś musi. - Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem. Później wyżej uniósł kącik ust i dodał: - Poza tym, to moja wymówka.
-Oh, okeej. Nie chcę wiedzieć.
- I słusznie, biedroneczko. Żebyś mi nie poleciała po pensji.
- Ty nie masz pensji.
- Szczegóły.
Wywróciłam oczami i zajęłam się głaskaniem pyszczka Crypto. Spokojnie dreptał po pierwszym śladzie. Spędziliśmy tak dobrych kilka minut. Później pojechaliśmy pod stajnię, tam Ave zsadził Remy i obydwoje wrócili do domu, a ja odprowadziłam konia do jego boksu. Oczywiście dałam mu kilka nadprogramowych przysmaków. Sprzęt odniosłam do siodlarni, oczywiście myjąc jeszcze wędzidło. Czaprak był cały mokry, więc wywiesiłam go na suszarce.