top of page

Trening pokazowy

Harry & Ashalata

Ruska, Emilie

Spałam sobie smacznie w swoim pokoju, pod kołderką ze Spider-Manem, na mięciutkiej podusi... ale ktoś musiał otworzyć drzwi, dając nimi o szafkę, budząc mnie. A miałam taki fajny sen!...

- No kurde... - mruknęłam w kierunku Raya, próbując się jeszcze ratować, bardziej zagrzebując się w kołdrę.

- Śpisz? - zapytał zdziwiony. Mhm, śpiąca Ruska to normalnie ewenement...

- Czego?!

- Em prosi o wsparcie.

Chyba skończyłam drzemkę... Niechętnie podniosłam się na łokciu i zmierzyłam go trochę nieobecnym wzrokiem.

- Co?

- Ashley chciała wziąć na trening, ale wiesz, że ona toleruje tylko Danny'ego i Harry'ego.

- No więc na co tam ja?

- Masz, cytuję, „kazać Harry'emu ruszyć dupsko z kanapy żeby zajął się swoją kobyłą”.

Wywróciłam oczami, jeszcze przez chwilę rozważając zignorowanie tego.

- A Friday nie może?

Zaraz jednak złapałam się na niedorzeczności moich słów i zwlekłam się z łóżka. Trening nie wymagał wsiadania, także w jeansach, podkoszulce i bluzie udałam się w kierunku kuchni. Ray poszedł ze mną, bo miał tam pomóc Sky z czymś do szkoły. Przedmiot ścisły, więc wolałam nawet nie pytać o co chodzi. Wieczór bł chłodny, więc zrobiłam sobie herbatkę i wlałam do termokubka. Założyłam kurtkę, buty i zabrawszy gorący napój ze sobą – wyszłam z domu. Ciemnawo się już robiło, widać było kilka gwiazd. Otworzyłam drzwi do stajni i przywitałam się z kilkoma końmi. Na korytarzu paliły się lampy, słychać było dźwięki wcinających siano koni... Uwielbiałam tu być. Mogłabym mieszkać w stajni, gdyby tylko jakiś Łaskawiec sprowadziłby mi tu łóżko.

Udałam się do socjalnego, popijając troszkę za gorzką herbatę. Na sofie leżał sobie Harrison, w kapturze nasuniętym na oczy, ze złożonymi rękami, z główką na poduszeczce. Chrapał.

- Wstawaj! - krzyknęłam mu nad uchem.

Chłopak podskoczył ze strachu i popatrzył na mnie z totalnym zaskoczeniem.

- No, obudziłeś się. - Skwitowałam go wzrokiem. - To teraz do roboty!

- Ruska... jeszcze 10 minut... - Zaczął się na nowo układać na kanapie, ale złapałam go za rękę i cudem zrzuciłam na podłogę.

- Przez ciebie ja tez sobie nie mogę pospać. No już! Ashley czeka!

Popatrzył na mnie z chęcią mordu, ale się powstrzymał, pewnie w myślach przeliczając ile czasu spędziłby za to w więzieniu. Po wymianie groźnych spojrzeń ruszyliśmy do boksu Ash. Emilie siedziała pod ścianą naprzeciwko, a gdy tylko nas zobaczyła wstała i westchnęła z ulgą.

- Powiem ci co masz robić, na razie po prostu ją wyczyść, weź na uwiąz i zaprowadź na halę – powiedziała.

- Okej...

Usatysfakcjonowana trenerka ruszyła w bliżej mi nie znanym kierunku, zostawiając nas z kasztanką, która już tuliła uszy i wycofała się w głąb boksu. Kiedy tylko Harry się do niej zbliżył, zmieniła swoje nastawienie na dużo bardziej przyjazne. Zabrał szczotki ze skrzynki i zabrałam się do czyszczenia.

- Jak to jest, że te najwredniejsze kobyły tylko ciebie lubią? - zapytałam, miziając Malibu, która stała w boksie obok.

Chyba ciągle był na mnie zły, bo mruknął coś pod nosem, nie racząc mnie choćby przelotnym spojrzeniem. No nic, Malibu Rose była znacznie lepszym towarzyszem.

Po kilku minutach Ashalata była względnie czysta. Udało się jej nawet wyczyścić wszystkie kopyta, co było niemałym wyczynem. Zachęceni tym pozytywnym akcentem ruszyliśmy na krytą halę – tą przylegającą do dużej stajni. Em rozstawiła już długie cavaletti, przygotowała bat i lonżę. Ash nie była zachwycona tym widokiem, szarpnęła się, ale nie zdołała wyrwać uwiązu. Harry pogładził ją po szyi.

- Dobrze, weź ją na lonżę, niech się trochę rozgrzeje.

Zapiął konia, podniósł długi bat i poprosił o stęp dookoła niego. Ashaley w miarę chętnie na to przystała. Co prawda machała głową, a co jakiś czas schodziła do środka, lub ustawiała się przodem, zamiast bokiem, no ale jak na nią to w sumie nieźle. Co jakiś czas zatrzymywał ją, zmienił tempo i tak dalej. Klacz dość szybko zdała sobie sprawę, że to nie jest takie złe i przestała mu dokuczać. Szła chętniej, żwawiej, z większym zaangażowaniem. Co prawda trochę nudziło się jej w stępie i chciała pobiegać, ale Harrison pozwolił jej na to dopiero po mniej więcej 5 minutach.

Zmienili kierunek. Harry po kilku okrążeniach cmoknął i powiedział „kłusem!”, a klacz od razu zmieniła chód. Pięknie wygięła szyję i wysoko podnosiła kopytka, ciesząc się, że może pobiegać. Przez jakiś czas bardzo się popisywała. Machała głową i zarzucała grzywą uświadamiając nam, jaki cudownym jest wierzchowcem. Kłusowała szybko, energicznie, z ładną akcją kończyn. Miło było ją obserwować, tym bardziej, że słuchała się trenera. Jedno ucho ciągle było skierowane do środka, drugie stało na baczność. Co jakiś czas Harry zwalniał ją do stępa lub zatrzymywał, by poćwiczyć przejścia. Ash nie była tym zachwycona, ale zdecydowała, że nie będzie złośliwa i w miarę dobrze wykonywała polecenia. Czasami tylko bardzo się ociągała, ale jednak robiła to, o co ją poproszono.

Wkrótce wydana została komenda „galop”. Ashalata z tej radości kilka razy bryknęła i wydała z siebie dziwne odgłosy. Em i ja parsknęłyśmy śmiechem, ale Harry tylko głośno westchnął i dał klaczy trochę więcej luzu, żeby mogła spuścić energię. Po kilkunastu okrążeniach dziwnego chodu, upiększonego widowiskowymi akcjami całego ciała, klacz trochę się uspokoiła. Zwolniła, wyrównała tempo i po prostu ładnie galopowała.

- Dobry koń – pochwalił ją pan trener.

Ash ponownie wygięła szyję w łuk, starając się wyglądać jak najlepiej. Była naprawdę śliczna i potrafiła się pokazać.

Co jakiś czas zwalniał ją do kłusa, by po chwili ponownie zagalopować, albo przejść do stępa. Kombinacje były różne, a klacz stała się czujna. Wyczekiwała sygnałów, a gdy je otrzymywała – wykonywała niezwłocznie.

- Nie taki diabeł straszny – stwierdziła Em, uśmiechając się pod nosem.

- Mogę ją po prostu puścić żeby się wyszalała? - zapytał Harry, zupełnie zatrzymując konia.

- No a złapiesz ją później?

- Chyba... zobaczymy.

- Rób co uważasz za słuszne – odparła poważnie, a on cicho parsknął śmiechem i poklepał klaczkę po szyi, odpinając lonżę.

Odszedł od niej i machnął ręką, jednocześnie cmokając. Ash kiedy tylko zorientowała się co jest grane – ruszyła galopem przed siebie. Matko, jaka ona była wtedy szczęśliwa!

Biegała po całej hali, a trener dodatkowo ją popędzał, co klaczy bardzo się podobało. Brykała, galopowała, zmieniała chody, wywijała nogami... no radość. Zauważyłam, że luzem o wiele fajniej chodzi. Bardziej sprężyście. Pięknie pracowała całym ciałem, a tym popisom nie było końca. Zmęczyła się dopiero po 10 minutach, a wtedy zatrzymała się rogu hali i popatrzyła na nas. Harry zdecydował, ze czas ją złapać. Zgodnie pożyczyłyśmy mu powodzenia.

Jednak ku naszemu zaskoczeniu Ashley nie ruszyła się o krok. Pozwoliła swojemu opiekunowi na zapięcie uwiązu i pogłaskanie się po głowie. Szok i niedowierzanie.

Harry sprowadził ją na środek hali z miną dumnego wojownika, który właśnie wygrał diabelsko trudną walkę.

- Co teraz? - zapytał obojętnym tonem.

- Teraz, mój drogi, spróbuj pobiegać razem z nią. Musi ci na to pozwalać, nie może uciekać. Powinniście był super zgrani.

Ruszyli stępem, ale widać było, że klaczka chce się wyrywać. Nie lubiła gdy obok niej ktoś szedł, nawet kiedy tym kimś był Harry. Jednak tak naprawdę zaczęła się szarpać przy zakłusowaniu. Za wszelką cenę chciała być pierwsza i zostawiała trenera w tyle. Tak być nie mogło. Za każdym razem usiłował sprowadzać ją do pionu, ale pomagało tylko na chwilę.

- Kiedy tak robi skręć ją do siebie, zatrzymaj i odczekaj kilka sekund. Skojarzy w końcu, że nie powinna tego robić.

Skinął głową. Kiedy Ash po raz kolejny spróbowała swojej sztuczki, Harrison zastosował manewr Emilie. Taka sytuacja powtórzyła się kilka razy, ale cierpliwość i wytrwałość zrobiły swoje. Po kilku długich minutach i wielu próbach Ashley w końcu przestała się tak mocno wyrywać. Zrozumiała, że powinna kłusować obok, a nie przed partnerem. Co nie znaczy, że nie próbowała wyrwać uwiązu... Ale z każdą chwilą stawała się coraz bardziej grzeczna. Pod koniec treningu było już prawie zupełnie dobrze. Klacz zaakceptowała fakt, że koło jej nóg plącze się jakiś ludź.

Na koniec postanowiliśmy założyć jej siodło. Przyniosłam z siodlarni pierwszy lepszy czaprak i czarne siodło wszechstronne. Ashley nie była zachwycona, ale to nie jej pierwszy raz. Stosunkowo szybko pozwoliła Harry'emu na założenie sobie sprzętu. Czule głaskał ją po głowie, a kiedy się uspokoiła – ruszyli stępem. Kasztanka szła dziwnie, nie była przyzwyczajona, stuliła uszy. Zrobili po jednym okrążeniu w obie strony, a potem została pochwalona. Zdjęliśmy z niej to wszystko, a zaraz potem wyprowadziliśmy z hali do stajni. W boksie dostała marchewkę, bo naprawdę się dziś spisała.

Ostatnie posty
Archiwum
Tagi:
Nie ma jeszcze tagów.
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square

© 2023 by The ATLANTA GOLF CLUB. Proudly created with Wix.com

  • google-plus-square
  • Twitter Square
  • facebook-square
bottom of page