Trening wyścigowy
Ruska & Torunn
Mila & Shilo
Harry & Felicia
Wieczorem,kiedy temperatura sporo opadła, udałyśmy się z Milką i Sky do stajni. Młoda poszła posiedzieć z Zambią w boksie, a my wzięłyśmy się zza szczotkowanie naszych wyścigówek. Torcia była grzeczna i bezproblemowa. Nie przywiązywałam jej, by mogła sobie swobodnie wcinać sianko. Szybko wyczyściłam kopyta i mogłam już zakładać sprzęt. Wtedy do stajni wszedł Harry i przechodząc korytarzem rzucił mi kpiący uśmieszek. Mhm, śmiej się śmiej, zobaczysz.
Mila też poradziła sobie raz dwa. Shilo miała dobry humor i czuła się dobrze w nowym, tymczasowym boksie. Wystroiła swojego konia na zielono, a ja mojego na czerwono. Czerwony kolor był dla Torunn niczym barwy wojenne. Felicia miała na sobie różnokolorowy sprzęt. Wszystkie trzy konie wyszły na zewnątrz, gdzie czekał już Chris z koniowozem. To dziesięć minut drogi od stajni, ale nie bardzo dało się zapanować nad tymi końmi,jadąc na trening wierzchem przez las.
- Jakiej ona jest maści?... - zapytała Milka, obserwując Torcię z przechyloną na bok głową.
- Nooo... a czy to ważne. Jest po prostu piękna! - Ucałowałam ją w chrapy, czekając na swoją kolej do przyczepy.
- Ciekawe czy nadal będzie taka piękna, gdy z niej zlecisz kiedy poniesie – powiedział Harry, chichocząc pod nosem. Kiedyś go uszkodzę.
*
Kiedy dojechaliśmy na tor dochodziła już godzina 17. Było pusto, bo Harry wcześniej uprzedził właścicieli. Pieniądze przekażemy później.
Koniska zostały wyprowadzone i od razu podekscytowały się, widząc, gdzie się znajdują. Torunn ledwo pozwalała mi się utrzymać, ale nie poddawałam się.
- Wsiądę na nią – powiedział Harry.
- Nie.
- To nie była sugestia.
- No ale...
- Na początku pojedziemy sobie po 2000 metrów spokojniejszym galopem. Koniska zrzucą tę energię, a potem zrobimy sobie mały wyścig i wtedy ty na niej pojedziesz, ok?
Westchnęłam i oddałam mu wodze.
Milka w tym czasie władowała się już na konia i stępowała na dużym kole. Felicia stała przy przyczepie, czekając na swoją kolej.
Torunn była nieznośna. Pełna wigoru i bardzo, bardzo zaborcza. Harrison przez dłuższą chwilę walczył o to, by w ogóle wsiąść. Potem kłócił się z nią, chcąc jechać stępem. Ona preferowała szybsze chody. Ciągle wyrywała wodze, próbowała się buntować, stawała dęba i tak dalej...
- Rusiu, potrzymasz mi telefon? - Milka podała mi swoją komórkę.
- Poczytam sobie wiadomości – szepnęłam do siebie, wracając do przyczepy.
Usiadłam na rampie obserwując ich i próbując odblokować to piekielne urządzenie.
Po krótkiej rozgrzewce Torunn miała ruszać jako pierwsza. Bramki na razie zostawiliśmy w spokoju.
- To ja jadę, kiedy będę miał jakieś 700 metrów do końca, Mila zaczynasz. I spokojny galop. Bez szaleństw, bez cwałów, ćwiczenie cierpliwości i wytrzymałości.
Kiedy dodał mocniejszą łydkę, zachęcając klacz do galopu ze stój, Torunn rzuciła się przed siebie. To była dla niej bardzo niemiła niespodzianka, gdy okazało się, że nie może biec ile fabryka dała.
Zaczęła siłować się z Harry'm i mocno dawała mu popalić. Wtedy zdałam sobie sprawę, że w sumie to może dobrze, że nie jestem na jego miejscu. Szarpała się z wielką siłą. Musiał włożyć ogromny wysiłek w to, by nie pozwolić jej biec na złamanie karku.
Nie odpuściła mu na połowie pierwszego okrążenia, ani nawet w połowie drugiego. Cały czas wyglądała jak wściekły pit bull szarpiąc się i walcząc z dżokejem. Nie odpuszczała, nie męczyła się, biegła galopem i machała łbem, wiła się, no po prostu robiła wszystko, by uwolnić się i pobiec hen za horyzont.
- Jadę jeszcze jedno! - krzyknął Harry, a Milka skinęła głową.
- Poczekam aż dojdzie do połowy, żeby Shilo nie jej nie widziała zbyt dobrze – rzuciła do mnie.
- Mhm... Kto to jest „Adam”? Już Jana rzuciłaś?
- Ej, ufałam ci...
- Sorki. Zbieram tylko informacje.
Kilkadziesiąt sekund później niespokojna Shilo mogła w końcu ruszyć galopem. Jej także nie podobało się to, że nie mogła biec ile sił w nogach, ale była lepiej wychowana i szybciej zaakceptowała ten fakt. Przez pierwsze kilkaset metrów co prawda włączyła i stawiała się. Próbowała szarżować, wyrywała się, jednak Mila szybko ją sobie podporządkowała. Klacz zaczęła biec równym i spokojnym tempem, ćwicząc kondycję.
W tym czasie Torci zostało już tylko 600 metrów do finału 3 okrążenia. Wyglądała na spokojniejszą. Biegła dużo ładniej. Co prawda ciągle manewrowała głową, ale to chyba już tylko po to, by nie dać nam satysfakcji. Reszta jej ciała zachowywała się jak należy.
Chciałam wziąć Felicię i postępować z nią w ręku, ale małpa zaczęła kłapać zębami, więc wróciłam na swoje miejsce.
Torunn ładnym, WOLNYM galopem przekroczyła umowną linię mety.
Harry wyhamował ją do kłusa i zawrócił, zerkając na Shilo.
Klacz radziła sobie rewelacyjnie, zbliżała się do końca pierwszego okrążenia i prezentowała się nienagannie. Była posłuszna amazonce i skupiała się na treningu.
- Chcę takiego konia – mruknął Harrison, podjeżdżając do mnie. - Dlaczego musimy mieć same narwańce?
- Bo narwańce są na swój sposób wyjątkowo kochane.
Zdusił złośliwy komentarz i kontynuował swój kłusik dookoła przyczepy. Potem stęp.
Shilo i Mila w ładnym stylu przeprawiły się przez ostatnie okrążenie. Klaczka wiedziała co ma robić i przestała się stawiać już dawno. Ufała nam, wielki plus.
- Okej, Rus. Teraz Ty na nią wsiadasz i stępujesz, a ja rozgrzeje Felkę.
Po tym co widziałam na treningu miałam maleńkiego, malusieńkiego cykora, ale wsiadłam, żeby nie było. Torunn chyba spaliła już tę energię, która sprawiała, że w tego konia wstępował demon, więc reszt a treningu powinna upłynąć sympatycznie. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
Stępowałam sobie wzdłuż zewnętrznej barierki w odwrotnym kierunku.
Mila podjechała do mnie i stępowałyśmy razem. Klaczki poznały się już wcześniej, teraz były w miarę spokojne. Czasem tylko szturchały się nosami.
Harry dosiadł Felki i przeprowadzał z nią szybką rozgrzewkę.
Minęło kilka minut i przejechali koło nas szybkim galopem. Harrisona czekała kolejna trudna walka z nadpobudliwą kobyłą, powodzenia.
Felicia charakterem podobna była do Torunn, chociaż między nimi było sporo różnic. Jednak wspólną cechą było to, że obydwie były prawie niemożliwe do ogarnięcia na torze. Felicia nigdy nie poddawała się bez walki i tak było także teraz. Zachowywała się tak jak Torcia. Siłowała się z dżokejem, chcąc biec znacznie szybciej.
Po jednym okrążeniu sytuacja nie zmieniła się jakoś znacząco. Felka zaczęła pomaluuutku odpuszczać w połowie drugiego. Wcześniej była nieznośna i Harry ledwo ją utrzymywał. Potem rzadziej próbowała wyrwać wodze, stopniowo zaczęła wpasowywać się w jeden tor, zamiast latac po różnych pozycjach, wyrównywała tempo.
Harry postanowił, że tyle jej wystarczy, więc kiedy przekroczył linię, na której znajdywały się bramki, zwolnił do kłusa. Przez chwile poruszał się tym chodem, klepiąc konia po szyi, a potem wyhamował Felkę do stępa. Zgrzeczniała, wykonywała polecenia.
- Dobra, moje drogie panie – podjechał do nas po kilku minutach. - Ustawiamy się w bramkach i pojedziemy jedno okrążenie. To jest jakieś 1400 metrów, okej?
Skinęłyśmy głowami. Koniska już odpoczęły, ale były już na tyle pojeżdżone, że nie powinny szaleć.
Chris pomógł nam wprowadzić konie do bramek. Shilo jako najmłodsza zajęła bramkę najbliżej wewnętrznej bandy, dalej była Felka, a Torunn i ja z brzegu. Kiedy byłam już zamknięta, na tym konkretnym koniu, wydającym dziwne dźwięki, zaczęłam się troszkę bać. Ale nie było odwrotu, damy radę...
- Gotowe? - zapytał, stojąc przy mechanizmie.
Oni potwierdzili, ja po chwili lękliwie wydukałam „T-tak”, przez co Harry parsknął śmiechem i krzyknął „Otwieraj!”.
Torunn jest koniem, którego starty zawsze robią wrażenie ze względu na włożoną w nie siłę i szybkość. To, że utrzymałam się wtedy na jej grzbiecie, było cudem w najczystszej postaci. Wyrwała do przodu jak ferrari.
Wtedy zdołałam otrząsnąć się w szoku i nawet byłam świadoma tego, co dzieje się wokół. Mocno trzymałam wodze i utrzymywałam ją na kontakcie, lekko powstrzymując, żeby trochę się wyciszyła, bo to dopiero początek.
Felicia biegła równo z Shilo pół długości za nami. Konkurencja dodawała skrzydeł wszystkim trzem koniom. Przyspieszały coraz bardziej. Raz Felicia wysuwała się na prowadzenie, a raz Shilo. Chociaż była młodsza o rok dawała radę i naprawdę umiejętnie walczyła ze swoimi rywalkami. Była przy tym skupiona i pewna siebie.
Połowa dystansu minęła błyskawicznie i okazało się, że zbliżamy się do końca. No więc dałam Torunn wolną rękę. Wiedziałam, że nie ma co się z nią bić i ona sama wie najlepiej. Moją robotą było utrzymanie się w siodle.
Klacz wyraźnie poczuła wiatr w grzywie i mocno skupiła się na zwiększeniu prędkości. Była w niebie, kiedy zorientowała się, że jej nie zatrzymuję, a nawet dodatkowo popędzam. Shilo tez próbowała, tak samo jak Felicia.
Zdeterminowane kobyły próbowały zmniejszać odległość, ale Torunn wyprzedzała je już o półtorej długości. Była jak maszyna. Czułam się nie jak na koniu, ale jak jakimś latającym pojeździe.
Wszystkie trzy konie dały z siebie wszystko. Dobiegły do końca dystansu i łaskawie pozwoliły nam je zatrzymać. Zwolniliśmy do kłusa i tak łeb w łeb przejechaliśmy połowę okrążenia, a drugą połowę w stępie. Konie były zdrowo zmęczone i spełnione.
Po treningu zsiedliśmy z końmi i porządnie je wyklepaliśmy, spisały się bestie.
Zdjęliśmy siodła i czapraki, a rumaki zapakowaliśmy do koniowozu w samych ogłowiach. Chris pobiegł z kasą do właściciela toru, ja odpaliłam wóz i powoli skierowałam się do bramy wyjazdowej tak, by blondyn zdążył zapłacić i stawić się przy owej bramie. No udało się, wsiadł i ruszyliśmy do stajni.